O różnych kontekstach polskiej drogi do odzyskania niepodległości z Piotrem Boroniem rozmawia Dominik Filipek
Dominik Filipek: 11 listopada 1918 roku to dzień wielkiego triumfu narodu, który nigdy nie pogodził się ze swoją klęską. Czy możemy krótko odtworzyć drogę do tamtego wielkiego sukcesu z roku 1918?
Piotr Boroń: Początek tej długiej drogi to rok 1768.
Tak precyzyjnie?
To wybuch Konfederacji barskiej – pierwszego polskiego powstania narodowego! W propagandzie niechętnej Polsce Konfederacja barska jest deprecjonowana – warto o tym pamiętać! Pokazywana jako splot powikłanych działań (czyli – w gruncie rzeczy – podobna do ruchów wyzwoleńczych na całym świecie), jako ruch nielegalny (a jakiż miał być?), jako uwłaczanie majestatowi króla Stanisława Augusta (uległego Rosji, więc słusznie go zwalczająca), jako ruch sarmacki (a cóż w tym złego?) itd. A to właśnie jej zasługą było dostrzeżenie, że od początku XVIII wieku zjeżdżaliśmy po równi pochyłej w objęcia Rosji i jej zasługą było przebudzenie narodu. Może nawet zbudowanie podwalin pod to, co nazywamy polskością! To wielkie zasługi!
A czy rozbiór Rzeczpospolitej – podręcznikowy skutek Konfederacji barskiej – to nie nazbyt wysoka cena za świadomość narodową?
Konfederacja barska, Konstytucja 3-go maja i insurekcja kościuszkowska – pedagogika rozpoczęta od francuskich publicystów opłacanych (tak, tak!) przez Katarzynę II – rozbiory to miały być kary za podnoszenie głowy przez Polaków. W efekcie pedagogicznym dla dzieci pod zaborami czy w PRL-u wniosek był prosty: nie buntować się! W rzeczywistości jednak te trzy wydarzenia stały się fundamentem tożsamości. A bilans? Utraciliśmy państwowość, ale zbudowaliśmy i ocalili naród, który w 150 lat po Konfederacji odzyskał niepodległość. Gdyby nie ta praca przez 150 lat, to nie mielibyśmy narodu, a zapewne również utracilibyśmy państwowość. Są na to przykłady wielu zapomnianych ludów, które nie stały się narodami i zostały „połknięte” przez Rosję. Świętujmy zatem razem 250 i 100 lat, a będziemy mieli z historii naukę, a nie tylko dzień wolny od pracy…
Naród polski nie pogodził się ze swoją klęską – to nawiązanie do słów kard. Karola Wojtyły, z poematu "Myśląc Ojczyzna…" Dzięki jakim czynnikom – przez wieki niewoli pod zaborami – udało się Polakom nie tylko przetrwać, ale i twórczo rozwinąć narodową świadomość i tożsamość? Co było i jest naszą siłą? Czy można powiedzieć, że podwaliny pod II RP położyły jednostki zaangażowane w pracę organiczną i pracę u podstaw?
Polska tożsamość od Konfederacji barskiej poprzez wszystkie powstania oraz – podkreślam – całą działalność międzypowstaniową oparta była o wiarę w Boga, nasze struktury kościelne (na które nastawał pruski protestantyzm oraz rosyjskie prawosławie), a także o naszą autonomiczną tradycję rodzinną – bo to właśnie w kościołach parafalnych i małych dworkach przetrwało najwięcej polskości; podobnie w dziełach Mickiewicza, Chopina, Słowackiego, Norwida, Krasińskiego, Anczyca, Paderewskiego, Sienkiewicza itp.
Wróćmy do przyczyn upadku państwa polskiego. Czy nie była to głównie tzw. prywata szlachty i słabość tego, co dziś nazwalibyśmy „instytucjami państwa”? Czy w zbiorowej świadomości nie bagatelizuje się odpowiedzialności (również moralnej) państw ościennych?
Tzw. Krakowska Szkoła Historyczna przy upadku Rzeczpospolitej Szlacheckiej główny nacisk kładła na winy nas samych. To prawda, że przez setki lat Polacy woleli wolność osobistą niż pokorną służbę swoim królom dla zniewalania innych… Powtórzę (z pamięci) za prof. Władysławem Czaplińskim: Czy Ty, Czytelniku, sam chciałbyś w szeregach moskiewskich żołdaków zniewalać innych, czy wolałbyś jednak pozostać Polakiem tamtych czasów? Dodam od siebie jeszcze i to: wolę takich konfederatów barskich jak Kazimierz Pułaski czy Maurycy Beniowski (których podziwia dziś cały świat, za to, że z „polskiego chowu” wyrośli na największych bohaterów świata) niż takie mendy, jak pruski a zrusyfkowany płk Iwan Drewicz, który stłumił Konfederację, ale na zawsze pozostał trybikiem w rosyjskiej machinie imperialnej i psem gończym carycy.
11 listopada 1918 roku to cezura, przy wspomnieniu której mówi się nade wszystko o roli Józefa Piłsudskiego i wysiłkach podejmowanych na polach bitew. Bez tego nie byłoby II Rzeczpospolitej. Jakie jednak inne osoby i środowiska (poza wspomnianymi twórcami) mają swój udział w tej wielkiej „narodowej wygranej”? Wiek XIX to wszakże niespotykany wcześniej rozwój zgromadzeń zakonnych posłanych do ludzi dotkniętych biedą i wykluczeniem…
Jest w Krakowie takie miejsce, w którym, gdy stamtąd spojrzymy, to najlepiej możemy odpowiedzieć na tak słuszne pytanie. Stańmy w połowie ul. Józefa Piłsudskiego, przed jego pomnikiem. Spójrzmy na prawo, gdzie Uniwersytet Jagielloński, obok rektoratu, ma swój Wydział Prawa. Spójrzmy na lewo, gdzie perspektywę zamykają wzgórza z kopcami Kościuszki i Piłsudskiego, którzy – permanentnie łamali „prawa” naszych zaborców. Spójrzmy za pomnik Marszałka, gdzie stoi do dziś klasztor Sióstr Sercanek, które uratowały od degeneracji tysiące dziewcząt, przysposobiwszy je do uczciwej pracy, spójrzmy na Bursę ks. Kuznowicza, który w podobny sposób wychował tysiące ubogich chłopaków… W naszej pamięci nie może zabraknąć także bł. ks. Bronisława Markiewicza, którego zakład dla dzieci odnajdujemy później przy ul. Karmelickiej. Spójrzmy i obok – w stronę ul. Wenecja, gdzie zaczynał działalność Brat Naszego Boga. W dramacie właśnie tak zatytułowanym ks. Karol Wojtyła genialnie pokazuje spór br. Alberta z socjalistą, który chciałby biedę ludzką z początku XX wieku przekuć na rewolucję bolszewicką w Polsce. Otóż ciężka praca (głównie zakonów i zgromadzeń katolickich) zrobiła z tych ludzi wolnych obywateli, którzy nie poszli za Leninem, a w chwili próby wzięli karabiny i ocalili Polskę w 1920 roku. To symboliczna czwórka takich maszeruje do boju przed Piłsudskim na pomniku! A wychodzą jakby z budynku „Sokoła”…
Co w przestrzeni międzynarodowej złożyło się na nasz sukces (katastrofa Wielkiej Wojny, upadek wielkich mocarstw)? Może nastąpił jakiś zwrot w myśleniu o państwowości i narodowości?
Poniższym stwierdzeniem mogę sprowadzić na siebie gniew tych, którzy tylko w czynie zbrojnym I wojny światowej widzą wskrzeszenie Polski… Ważniejsza jest jednak prawda historyczna, a przecież Litwa, Łotwa, Estonia i inne narody otrzymały swoje państwa w 1918 roku, choć nie miały legionów! A więc samo ustanowienie Polski wiążę raczej z powszechnym trendem do tworzenia wówczas państw narodowych czy choćby działalnością Paderewskiego, który przekonał prezydenta USA do orędowania za Polską. Problem jednak w tym, jakich rozmiarów byłaby Polska bez żołnierzy, którzy w latach 1918-1921 musieli wywalczyć wszystkie nasze granice. Nie świętuję zatem decyzji wersalskiej o samym powołaniu Polski, ale wielki czyn wywalczenia granic, a w 1920 roku ocalenia całej Europy przez Polaków – zgodnie z misją przedmurza chrześcijaństwa.
A jakie wnioski na przyszłość płyną dla nas sprzed stu lat?
Można wyciągnąć wiele wniosków. Tu wyeksponuję choćby kilka: brak suwerenności kosztuje bardzo dużo, o niepodległość muszą walczyć wszyscy i zawsze (a powstania lub wojna to tylko ekstremalne formy tej walki), wolność nie jest nam raz dana, ale „zadana” (jak to najtrafniej zdefniował Jan Paweł II), potrzebujemy świąt i rocznic, ale musimy być czujni na co dzień – a wkraczamy w czasy, gdy przy zachowaniu symboli narodowych możemy być jako cały naród zniewoleni i to pod nadzorem tzw. swoich przywódców…
Serdecznie dziękuję za rozmowę!
Tekst pochodzi z numeru 2(158) Kleryckiego Kwartalnika „Wspólnota Michael”
Piotr Boroń (ur. 1962) - krakowianin, historyk, nauczyciel w V LO w Krakowie, samorządowiec, polityk (Prawica RP), były przew. Sejmiku Wojew. Małopolskiego, b. senator, b. minister śp. Lecha Kaczyńskiego w KRRiT, autor książek historycznych i medioznawczych, śpiewników patriotycznych i licznych artykułów prasowych.