Biblia jest księgą wyjątkowo niebezpieczną. Przez wieki służyła ludziom do szerzenia dobra, ale także wielokrotnie wykorzystywana była do niecnych celów. Powołując się na nią, ludzie głosili Chrystusa, inni, powołując się na te same słowa, skazywali drugich na śmierć. Z Biblią trzeba uważać! Nie można jej traktować jak podręcznika naukowego lub książki fantastyczno-naukowej. Nie ulega jednak wątpliwości, że w prawdziwej wierze, nie można się bez niej obejść. Jest fundamentem, na którym budujemy całą duchowość chrześcijańską.
Jak mamy postępować z Biblią? W Apokalipsie, w rozdziale 10, odnajdujemy scenę, w której Jan Apostoł otrzymuje od anioła małą książeczkę z poleceniem zjedzenia jej. Wniosek jest prosty: Mamy zjeść Biblię! Oczywiście nie chodzi tutaj o rozumienie dosłowne. Mamy ją przyjąć do siebie i przetrawić, a wtedy odzyskamy siły i poczujemy się nasyceni duchowo. Jan, zjadłszy zwój przekazany przez anioła, odkrywa, że w smaku jest gorzki i słodki. Gorzkie jest wszystko to, co jest trucizną (oprócz kawy!) lub lekarstwem (np. kawa). Nie lubimy gorzkości. Jest ona znakiem, że przyjmujemy coś, co zmieni funkcjonowanie naszego organizmu. Zwój zjedzony przez Jana jest jednocześnie słodki. Słodycz to z kolei oznaka energii i mocy, którą przyjmujemy w cukrze. Biblia jest zatem źródłem mocy duchowej. Energetycznym posiłkiem, który sprawia, że chce się nam żyć, że mamy siłę do podjęcia nowych wyzwań.
Do jedzenia Biblii służą nam dwa zmysły: wzrok i słuch. Z Ewangelii dowiadujemy się, że Jan „zobaczył i uwierzył”. Wzrok jest zatem zmysłem, który otwiera na rzeczywistość wiary. Czytanie Biblii to nowe otwarcie na Chrystusa. Z kolei słuch to zmysł, przez który Słowo Boże dociera do ludzkiego serca. Co więcej, czyni nas posłusznymi. Aby coś wykonać według woli Bożej, najpierw musimy to usłyszeć.
Pojawia się tu również pytanie: jak strawić Pismo Święte? Otóż mamy pewne dyspozycje, które to umożliwiają. Pierwszą z nich jest rozum. Z jego poziomu rozpoczyna się nasze czytanie Biblii. Analizujemy, szukamy kontekstu, tłumaczymy i uwzględniamy aspekt naukowy i literacki tekstu. Drugą – są uczucia. Serce również trawi Biblię. Każde słowo, każdy werset, każda jota może w ludzkim sercu wzbudzić uczucia, które świadczą o tym, co jest głęboko w człowieku. Trawienie Biblii ma wywołać podwójny skutek. Po pierwsze, ma przynieść kryzys. A po drugie, ma ten kryzys zażegnać. Biblia pod tym względem jest wyjątkowo silna i nieuchwytna. Nie jest w tym przypadku wielką księgą aforyzmów, ale żywym słowem, które może zranić, może uleczyć, może dać zbawienie.
Nieznajomość Biblii – jak powie święty Hieronim – jest nieznajomością Chrystusa. Jeżeli ktoś nigdy nie zapoznał się z Biblią, a twierdzi, że wierzy, to jego wiara pozbawiona jest podstaw. Nie wie, o czym mówi. Nie zna Chrystusa prawdziwego. Żyje w swoich imaginacjach o wierze.
Pojawia się tu również problem interpretacji Pisma Świętego. Kiedy rodzą się w nas wątpliwości, co do rozumienia tekstu, należy zastosować pewne ogólne normy. Po pierwsze, zawsze pytamy Kościoła, bo to tam odnajdujemy autentyczną interpretację Słowa Bożego. Po drugie, musimy zawsze patrzeć na całość Pisma Świętego. Nie wolno nam wyrywać słów z kontekstu, dopatrywać się nieścisłości, produkować antytezy. Po trzecie, bardzo ważna jest dobra wola i wiara w czytaniu Biblii. Ktoś, kto nie ma w sobie wiary, będzie czytał Biblię jak każdą inną książkę. Zrodzi ona w nim więcej wątpliwości, a lektura nie przyniesie zamierzonego skutku. Dobra wola ma otwierać oczy na Słowo Boże, które nie jest słowem ludzkim, dlatego tak często wydaje się nam niezrozumiałe, pełne zawiłości, a czasem może nawet niedoskonałe. Paradoks polega na tym, że w tak wielu nieścisłościach często ukrywa się wielka prawda, której ludzki umysł pojąć nie może.