Pasja kalwaryjska (cz. I)

Na początek wspomnienie z przełomu lat 60/70 ubiegłego wieku. W złotym okresie big beatu popularne stały się w Polsce msze beatowe i kościelne występy młodzieżowych wykonawców towarzyszące liturgii. Najbardziej znanym dokumentem tej aktywności i utrwalonym fonograficznie arcydziełem jest pionierska nie tylko w Polsce Msza beatowa. Pan przyjacielem moim Katarzyny Gärtner w wykonaniu Czerwono-Czarnych (Polskie Nagrania Muza, 1968).

Kiedy krakowscy klerycy salezjańscy opowiadali o tym z wielkim entuzjazmem zaprzyjaźnionemu księdzu Tadeuszowi Przybylskiemu, historykowi muzyki, muzykologowi i organiście, ten nie podzielił optymizmu młodszych współbraci. Widząc jego nieugięty sceptycyzm, klerycy wytoczyli argument wydawałoby się miażdżący: „No przecież dzięki tym szarpidrutom nasze kościoły są teraz pełne jak nigdy dotąd”. Doświadczony kapłan odpowiedział wówczas: „Na takich przychodzących do kościołów tylko dla big beatu nam nie zależy”. Od opisanej sytuacji upłynęło ponad pięćdziesiąt lat, mój szanowny Salezjanin od dawna nie żyje, bardzo dużo się zmieniło i to na wielu płaszczyznach. Do sprawy tej, bynajmniej nie anegdotycznej, powrócę ponownie na samym końcu w konkluzji całego tekstu.

*

Teraz do rzeczy. Przez kilka dni poprzedzających Wielki Tydzień ekipa filmowa Polsatu kręciła film o pieśniach pasyjnych na rozległych terenach kalwaryjskiego sanktuarium, wpisanego w roku 1999 na prestiżową listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Zostały one (ludowe pieśni kalwaryjskie) przypomniane w nowoczesnej aranżacji i wykonane przez popularnych piosenkarzy. Formuła kompozycyjna filmu zatytułowanego Pasja. Misterium Męki Pańskiej z Kalwarii Zebrzydowskiej to dwanaście pieśni przeplecionych słowem, a cudowna przestrzeń z dróżkami, zabytkowymi kaplicami, Bazyliką i Placem Rajskim posłużyła jako tło dla wykonawców. Premiera miała miejsce 29 marca i na platformach medialnych ilość odsłon idzie w miliony, liderką jest Roxie Węgiel. W lakonicznym opisie na oficjalnej stronie internetowej tego przedsięwzięcia możemy przeczytać taką oto zachętę do obejrzenia dzieła: „Wyjątkowe widowisko, na które składa się dwanaście pieśni pasyjnych w wykonaniu znanych polskich artystów. Wśród nich Roksana Węgiel, Justyna Steczkowska, Halina Mlynkova, Grzegorz Hyży, Kamil Bednarek, Piotr Cugowski, Andrzej Lampert, Józefina i Marcin Sójka. Ilustracją dla występujących artystów będą fragmenty Misterium Męki Pańskiej odegrane w przepięknej scenerii Dróżek Kalwaryjskich przez braci z klasztoru Ojców Bernardynów i wiernych, którzy zwyczajowo biorą udział w tych corocznych celebracjach na Dróżkach Kalwarii Zebrzydowskiej. Misterium opisuje pojmanie, osądzenie, drogę krzyżową i ukrzyżowanie Jezusa i jest co roku odgrywane w Wielkim Tygodniu w Kalwarii Zebrzydowskiej, a jego tradycja sięga początków XVII wieku. W roli przewodników wystąpią muzyczne gwiazdy (…), a także o. Rafał Kobyliński SJ, o. Tomasz Jarosz CSsR i Grott Orkiestra. Kalwaria Zebrzydowska to sanktuarium pasyjno-maryjne, unikatowy kompleks kaplic i kościółków, wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, zajmujący malowniczy teren okolic góry Żar na przedpolu Beskidów (…) Wszelkie prawa zastrzeżone. Nadawca: Telewizja Polsat 2024”.

Byłem świadkiem tego przedsięwzięcia. Pracowano intensywnie od rana do wieczora, dlatego modlącego się Jezusa w Ogrójcu nie nakręcono w nocy, a podobna sytuacja dotyczy jeszcze kilku innych kluczowych scen. No ale wiadomo, zdjęcia nocne to dodatkowy kłopot i koszty. Zwornikiem spajającym całość są krótkie teksty medytacyjne czytane przez aktora-narratora (najlepsza rola w całym filmie), czytane ze sfatygowanej książeczki do nabożeństwa naszych babć (przedni pomysł, wygląd tego pielgrzymiego modlitewnika-śpiewnika świadczy jak bardzo był używany przez właściciela). Pisząc ten tekst, zadałem sobie dodatkowy trud wysondowania opinii moich przyjaciół i znajomych, osób duchownych i świeckich, wierzących i ateistów, fachowców i laików. Na apel odpowiedziała połowa, najwięcej muzyków i literatów (to moje środowisko), plastyków i ludzi filmu, przedział wiekowy 30-70+. Wyszło to nadspodziewanie interesująco i okazało się dla mnie arcyciekawym doświadczeniem. Wszyscy ocenili film pozytywnie, ale zarazem również zgłosili en bloc zastrzeżenia. Ponieważ zapewniłem im anonimowość, przytaczam wypowiedzi najcelniejsze i skrótowo. Gdyby przyszło zacytować wszystkie, musiałaby powstać książka. W zasadzie mówią one bardzo dużo o kondycji duchowej Polaków Anno Domini 2024, aczkolwiek dotyczy to grupy duchownych i artystów, ludzi samodzielniejszych intelektualnie i o preferencjach estetycznych odbiegających od odbiorców komercyjnych przekazów medialnych. Dla oszczędności miejsca skoncentruję się tylko na zarzutach, a po nich będzie czas na konkluzję. Poszczególne wypowiedzi oddzielam znakiem X.

*

Ta produkcja jest niedopracowana – chyba było zbyt mało czasu, żeby ją dobrze przygotować. Zauważyłem błąd w montażu dźwięku – kilkakrotnie nakładali ścieżkę dźwiękową na obraz, żeby zsynchronizować jedno z drugim i przez nieuwagę nie wykasowali końcówki poprzedniej warstwy (np. fragment 16:34: wokalista śpiewa „hańbiące ...ce”).

X Pomimo bogatej treści słownej przekazanej w piosenkach i komentarzach lektora, brakuje nawiązania do tła historycznego, wydarzeń zawartych w Biblii i nawiązujących do piątku 30 lub 33 r. n.e. tuż przed Żydowską Paschą. Pełnym i kompletnym ukazaniem prawdy jest śmierć i zmartwychwstanie Jezusa (zawarte w większości filmów o Jezusie). Sama śmierć czyni z niego tylko męczennika oraz tylko człowieka (w takiego Jezusa wierzą Żydzi i muzułmanie, a więc jako jednego z proroków i zwykłego człowieka).

X Niespecjalnie mnie rusza taka forma – chociaż szczerze myślę, że udana – pewnie głębiej się przeżywa uczestnicząc w takim Misterium na żywo (…). Kiedyś jako małe dziecko byłem w Kalwarii podczas Drogi Krzyżowej i zrobiło to na mnie kosmiczne wrażenie, widząc Jezusa „na żywo”.

X …dużo lepiej, gdyby wykonawców pokazywano z dalszej odległości, bo to nie oni są bohaterami, tylko piękne kalwaryjskie pieśni. Poza tym w żadnym wypadku nie powinni patrzeć w kamerę. Na widza może spoglądać wprost tylko narrator, bo on mówi do nas i patrząc nam w oczy wzmacnia przekaz.

X Pytanie podstawowe, do kogo ten przekaz został zaadresowany? Przecież nie do fanów muzyki disco (…), tylko do ludzi wierzących i pragnących głęboko przeżyć smutek Triduum. Trzeba było pomyśleć o odbiorcach i dokładniej ich określić.

X Muzyczna oprawa tego typu przedstawień coraz bardziej kuleje. Żeby nie być narażonym na tradycyjny śpiew uczestników pasyjnego nabożeństwa, wspomagany scholą lub kościelnym głosem i instrumentarium organisty, emigrowałam w tym roku w Wielki Piątek do dominikanów na Starym Mieście, bo tylko tam miałam pewność dojrzale i z szacunkiem przygotowanego śpiewu liturgicznego.

X …dla mnie tego rodzaju produkcje są trudne do przyjęcia i pełnego zrozumienia. Na poziomie przeżycia sensu Męki i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa – zupełnie do mnie nie przemawiają występy poszczególnych artystów. Generalnie mam duży problem z odbieraniem występów znanych wykonawców w kontekście jakiegokolwiek przeżycia związanego z wiarą. 

X Film jest pusty, brakuje ludzi. I nie zastąpi tego grupka aktorów i statystów robiących za tłum, nawet jeżeli taka jest koncepcja twórców tego dzieła. Przy obecnych technikach filmowania dronem można były pokazać tłumy, a tak jest wykrzywiona prawda o tym, co naprawdę dzieje się na tej ogromnej świętej przestrzeni.

X Sztuczne inscenizowane scenki z Chrystusem są żenujące. Zdjęcia? Dróżki dają więcej możliwości. Gdyby wykorzystano materiały z prawdziwych misteriów kalwaryjskich i z prawdziwym tłumem (nawet jako przebitki), wszystko miałoby moc. Kompletnie niezrozumiała jest scena Chóru Arcykapłanów przy Grobie Jezusa, to jakieś kosmiczne nieporozumienie.

X Ze smutkiem obejrzałyśmy film nie oddający kalwaryjskiego Misterium Męki Pańskiej, w którym uczestniczymy co roku i którego istotą jest wspólna modlitwa. Prawdziwe Misterium zanurzone w modlitwie jest adoracją. W widowisku Męka Pańska staje się tłem dla artystycznych występów. W ten sposób przesłanie z Kalwarii traci swą duchową istotę, jest żałosnym falsyfikatem, fałszem urągającym pięknu ukrytemu w prostocie. Smutne, że jest na to zgoda, by tak wykrzywiać kalwaryjską wielowiekową pobożność, by stała się pożywką dla „przyjemnego oglądania”. Pieśni kalwaryjskie nawet w muzycznie miłym wykonaniu tracą siłę. Z całego zrealizowanego z rozmachem filmu piękną jest jedynie modlitwa wypowiadana przez narratora. Filmik nie tylko nie oddaje, ale wręcz godzi w prawdę i piękno kalwaryjskiego Misterium Męki Pańskiej. Po co zatem takie coś?

Strona tytułowa książeczki, z której aktor-narrator Adam Woronowicz czyta w filmie teksty do medytacji: Drogi kalwaryjskie, czyli Książka do nabożeństwa, służąca dla użytku pątników Kalwaryą Zebrzydowską zwiedzających: z dodatkiem historyi o cudownym obrazie Matki Boskiej [...] / zebr. i ułożył Stefan Podworski, Klasztor OO Bernardynów, Kraków 1883 (kolejne ważniejsze wydania: 1887, 1902, 1913, 1922, 1938, łącznie szesnaście wydań).

  

Inne artykuły autora

Pasja kalwaryjska (cz. II)

Pasja kalwaryjska (cz. I)

Pieśń słoneczna albo pochwała stworzeń (II)